Szczepienie budziły kontrowersje jeszcze zanim realnie rozpoczęliśmy realizowanie programu w Polsce. Jednak nie oznacza to, że już wszystkie są za nami. Wielu polityków czy celebrytów wciąż wywołuje poruszenie, a dla osób, które realnie mogłyby na szczepionce zyskać, nie ma nawet przyspieszonych terminów. Jedną z takich grup zawodowych są nauczyciele, którzy powoli wracają do pracy.

Najmłodsi uczniowie wracają do szkół

A wraz z najmłodszymi uczniami wracają ich nauczyciele, czyli te osoby, które od teraz będą regularnie spotykały się z dziećmi, które mogą być nosicielami wirusa. I choć te same dzieciaki rozpaczliwie wręcz potrzebują nauki stacjonarnej, to wciąż mogą być zagrożeniem, zwłaszcza dla najstarszych nauczycieli. I Ministerstwo wprowadza nam świetne rozwiązanie: jednorazowy test na wirusa przed przystąpieniem do pracy. Jednak problemem nie do końca jest to, czy nauczyciel przyniesie do szkoły wirusa pierwszego dnia, ale czy nie przyniesie go do szkoły kiedykolwiek, bo w końcu to, że dziś wirusa nie mamy, nie znaczy, że nie możemy zarazić się nim za tydzień czy nawet następnego dnia.

Szczepienie dla nauczycieli jeszcze nie w planach

Jasne, że jest masa grup, które musimy zaszczepić jak najszybciej, chociażby po to, aby chronić ich życie i zdrowie, ale także dodać im poczucia bezpieczeństwa i nie zmuszać ich do dalszego siedzenia w szkole. Jednak pojawia się teraz pytanie: czy nauczycieli nie powin

niśmy wpisać do tego typu grupy? A w zasadzie, czy nie każdą osobę, pracującą w sektorze publicznym i spotykającą się z obcymi ludźmi nie powinniśmy szczepić troszkę szybciej? Problemem może być w tym wypadku ilość osób, które w tego typu zawodach pracują, jednak wielu urzędników siedzi w domu i ze swojego miejsca zamieszkania wypełnia obowiązki, a nauczyciele właśnie do szkół wracają.

Dlaczego właśnie nauczyciel?

Trzeba sobie powiedzieć, że chory nauczyciel to potencjalnie chore dzieci, którymi dany opiekun się zajmuje. One same niekoniecznie ciężko przejdą chorobę, ale ich domownicy czy starsi krewni już raczej tak. Oczywiście możemy taką sytuację naprawić szczepieniem dzieci, ale jest ich znacznie więcej, niż nauczycieli, a poza tym większość z nich jest zupełnie poza grupą ryzyka. Poza tym pojawia się jeszcze jedne problem. Dzieci mają też kontakt z innymi pracownikami szkoły. Woźni czy złote rączki czasami muszą pilnie przyjść do klasy i coś posprzątać lub naprawić, a tego nie da się raczej zrobić, wypraszając całą klasę do innej, pustej sali.